Dzisiejszy post będzie szybki i krótki. Ogłaszam, że nową właścicielką mlecznika zostaje Iga . Gratuluję i czekam na maila z adresem :)
piątek, 31 sierpnia 2012
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Czy jabłko pada zawsze niedaleko jabłoni?
***
Patrzyłam na moją niespełna dwuletnią córeczkę, jak sobie świetnie radzi, jak się cieszy z tego co robi, jaka jest cierpliwa i uważna...I tak zaczęłam się zastanawiać, czy ja sama dzisiaj zajmowałabym się rękodziełem, gdyby nie moja Mama, która w czasach mojego dzieciństwa z konieczności (bo takie czasy) robiła na drutach rękawiczki, skarpety i swetry, mnie i mojemu rodzeństwu??? I czy moja Zuzia w przyszłości będzie czerpać radość z rzeczy zrobionych własnoręcznie??? Czy będzie chciała, tak jak ja kiedyś, żeby nauczyć ją szydełkowania, haftowania, robienia na drutach??? Mam tylko cichą nadzieję, że jednak jabłko zawsze pada niedaleko jabłoni.
***
Autorem poniższych zdjęć w większości jest mój Syn. Dziękuję Ci Syneczku za udaną sesję.
niedziela, 26 sierpnia 2012
Suszone jabłka.
Przedostatni tydzień wakacji minął mi błyskawicznie. Sama nie wiem kiedy. Korzystając ze słonecznej pogody, suszyłam jabłka. Robiłam to pierwszy raz w życiu, mimo, że w moim rodzinnym domu jabłka suszono co roku. Wyczytałam, że takie są bardzo zdrowe, więc jesienną i zimową porą będę parzyć z nich herbatę z dodatkiem goździków i miodu ku pocieszeniu ciała i ducha, i do wigilijnego kompotu będą jak znalazł. Susz włożyłam do zwykłego słoika, a że nie prezentował się najlepiej, w jedno poobiednie spanie Zuzi zrobiłam szydełkowe serduszko.
Etykiety:
coś do jedzenia,
hand made,
serce,
szydełko,
zawieszka
środa, 8 sierpnia 2012
Mimozami ...
Z wczorajszego spaceru po łąkach przyniosłam małe, żółte kwiatuszki, słodko pachnące. Piękne...bardzo je lubię. Zawsze je dokładam do bukietu święconego w święto Matki Boskiej Zielnej. Nie znałam ich nazwy, ale od czego wyszukiwarka internetowa i już wiem, że jest to nawłoć. Nawłocie potocznie, a może poetycko nazywano polskimi mimozami i to o nich podobno śpiewał Niemen, że to niby nimi jesień się zaczyna.
Jaka jesień??? Czyżby lato się kończyło???
Ja w to nie wierzę, jeszcze przecież trwają wakacje, jeszcze przecież do niedawna były upały nie do wytrzymania, jeszcze wszędzie tłumy turystów...ale za chwilę, wieczory zrobią się dziwnie chłodne i słońce wcześniej będzie zachodzić i mimozy zakwitną bardziej i wtedy zacznie się chyba jesień. Nieodwołalnie...
A ja tak lubię jesień:)
Włożyłam moją mimozę do porcelanowego mlecznika-dzbanuszka. Jestem właścicielką dwóch takich mleczników-dzbanuszków, więc jeśli się on Wam podoba i jeśli macie chęć go przygarnąć, chętnie go podaruję jednej (żałuję, że tylko jednej) osobie, która tu do mnie zagląda. Wystarczy zostawić komentarz, a ostatniego dnia wakacji okaże się do kogo trafi, jeśli oczywiście będzie ktoś chętny.
Pozdrawiam:)
niedziela, 5 sierpnia 2012
Hej, dogonię lato...
Hej, dogonię lato!
Łap, łap, łap, łap lato
I w kwiatach i w ptakach
Zatrzymam część lata
Na rok, na miesiąc, na dzień
I w ramki oprawię, do wody ją wstawię
Zatrzymam letnią zieleń!
Urlop 2012 uważam za zakończony. Dane nam było spędzić go u stóp Beskidów, w Bielsku-Białej.
Do dyspozycji mieliśmy mieszkanie kuzynki mojego męża, pod jej nieobecność. W planach mieliśmy wędrówki po górach , zdobywanie szczytów, podziwianie pięknych,górskich widoków, ale z tych naszych planów nic nie wyszło.
I nie pogoda pokrzyżowała nam te plany, lecz pośpiech w połączeniu z zapominalstwem, rozkojarzeniem, zamroczeniem, brakiem jasności umysłu, i nie wiem czym jeszcze .
Co roku, jadąc na urlop robimy listę rzeczy i potem pakujemy się odkreślając z niej pozycja po pozycji.
W tym roku listę zrobiliśmy, a jakże, natomiast spakowaliśmy się zupełnie na nią nie spoglądając.
Gotowi ruszyliśmy w drogę. Czym bardziej oddalaliśmy się od domu, tym bardziej wracała nam jasność umysłu i po dotarciu do Bielska wiedzieliśmy, że nie zabraliśmy ze sobą kurtek przeciwdeszczowych ( na szczęście okazały się niepotrzebne, bo pogoda nam dopisała), butów trekingowych, map oraz przewodników i co najważniejsze nosidła dla Zuzi.
Pomimo to urlop okazał się bardzo udany, dużo spacerowaliśmy po "Cygańskim Lesie", Zuzi wołami wręcz nie dało się ściągnąć z bielskich błoni, chodziliśmy na odkryty basen, udało się nam nawet zdobyć Kozią Górę.
Byliśmy w Cieszynie, który zrobił na mnie duże wrażenie. Jest to piękne, zadbane i klimatyczne miasto.
Odwiedziliśmy Pszczynę. Żałuję tylko, że nie zwiedziliśmy pałacu, ale z naszą Zuzią nie miałoby to sensu. Za to dużo czasu spędziliśmy w przypałacowym parku, byliśmy też w Skansenie Wsi Pszczyńskiej.
A pałac zwiedzimy następnym razem. Będzie powód, żeby wrócić tu jeszcze raz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)