Miłego weekendu:)
piątek, 13 lipca 2012
Broszka kwiatek nr 2.
Zrobiłam kolejną broszkę. I sama dziwię się sobie, bo broszek nie noszę. Korale, kolczyki czy bransoletki to i owszem, bardzo lubię. Ale broszki???
wtorek, 10 lipca 2012
Piorę i kiszę.
Nikt nie zaprzeczy, że pogoda za oknem na pewno sprzyja dwóm rzeczom: suszeniu prania i kiszeniu ogórków małosolnych. To też ostatnimi czasy piorę i kiszę. O ile kiszenie to sama przyjemność, o tyle prasowanie sterty wypranych rzeczy, które schną przy tej aurze błyskawicznie, już niekoniecznie.
Uwielbiam ogórki małosolne, począwszy od zakupów na Starym Kleparzu, układaniu ich w słoju, obserwowaniu jak dzień po dniu kipią i kisną, jak pachną, nie mówiąc już o konsumowaniu. Najbardziej lubię takie ukiszone z wierzchu, a w środku jeszcze surowe.
A Wy zaczęłyście już sezon ogórkowy?
piątek, 6 lipca 2012
Taki misz-masz...
Zakładając bloga, w zamiarze miałam prowadzić blog rękodzielniczy. A tu tego rękodzieła jak na lekarstwo, za to z czasem wyszedł mi taki misz-masz . Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe??? Mnie samej podoba się, że ten mój blog jest taki o wszystkim i o niczym.
***
Wracając do rękodzieła, już jakiś czas temu wyhaftowałam koronę, nie może się biedaczka doczekać oprawy.
A, że jest przeznaczona dla osoby, która lubi styl vitange, to i sama ramka nie może być byle jaka.
I drugie haftowane biedaczysko, które czeka w kolejce, też na oprawę. Tutaj pisałam już o tym aniołeczku. Miał być różowy dla córeczki i jest.
Miłego weekendu Wam życzę i przypominam o zabawie "łapanie licznika 10.001" KLIK
wtorek, 3 lipca 2012
Uff, jak gorąco!!!
Lato, wakacje i ta afrykańska temperatura.... Nadeszły nie wiadomo kiedy i odejdą pewnie równie błyskawicznie. Dlatego staram się chłonąć tą cudowną atmosferę lata...bardzo, bardzo, jak najwięcej się da.
Lubię lato i wysokie temperatury, ale nie w nadmiarze. Żeby jakoś przeżyć te upały, ratuję się hektolitrami wody mineralnej z bąbelkami, lodem i cytryną.
I chłodem wiatraczka z 1957 roku. Tak naprawdę, to wiatraczek chłodu nie daje. Jest trochę uszkodzony, ale mimo to, i tak jest piękny. Najważniejsze jednak, że działa. Jest
to pamiątka rodzinna po dziadku mojego męża, który ostatnio wspominał,
jak to dziadek nalewał do zbiorniczka znajdującego się z przodu wiatraczka, wodę kolońską "Przemysławkę", bardzo popularną w
PRL-u i po całym mieszkaniu roznosił się zapach. A, że nalewał czasami
w ilościach ogromnych, zapach był nie do zniesienia. Teraz wlewam wodę z kilkoma kroplami olejku np. pomarańczowego i to wystarczy, by w powietrzu unosił się przyjemny, orzeźwiający aromat.
Dziękuję wszystkim za ciepłe komentarze pod ostatnim postem. Nawet nie wiecie, jak były mi potrzebne. Czasami nie mogę się pogodzić z tym, jaki los potrafi być niesprawiedliwy. I wtedy mam te gorsze dni.
***
Mam nadzieję, że będzie ktoś chętny:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)