Obserwatorzy

niedziela, 23 września 2012

Jesień w kolorach tęczy - kolor czerwony.

Ania z HOME SWEET HOME zaprasza do fotograficznej zabawy "Jesień w kolorach tęczy". W tym tygodniu na zdjęciach w roli głównej występuje kolor czerwony.

Oto moja propozycja:




LIŚĆ JEŻYNY

wtorek, 11 września 2012

Lunch bag a może śniadaniówka???

Gdybym pracowała w dużej korporacji mój woreczek na drugie śniadanie pewnie byłby lunch bag(iem), ale na szczęście pracuję w niewielkiej firmie. Nazwa śniadaniówka pasuje do niego idealnie.Woreczek jest lniany, własnoręcznie przeze mnie haftowany. Myślę, że jest świetną alternatywą dla tych plastikowych.





piątek, 7 września 2012

So sweet...

Kamila prowadząca blog  Dom na górce obdarowała mnie takim oto wyróżnieniem:


Bardzo dziękuję, jest mi niezmiernie miło. Nie wiem czy to oznacza, że mój blog jest słodki ??? Oceńcie to same.
***

Zgodnie z zasadami należy umieścić baner z wyróżnieniem na blogu, podlinkować osobę od której się je otrzymało oraz wytypować kolejnych pięć blogów, które na wyróżnienie zasługują mających nie więcej niż 200 obserwatorów...

środa, 5 września 2012

Taki miły dzień.

Dzisiejszy dzień z całą pewnością mogę zaliczyć do tych miłych. Najpierw spotkanie przy kawie z przemiłą osobą jaką jest Ewa, w świecie blogowym znaną jako Motylek i rozmowa z nią , która trwałaby pewnie w nieskończoność, gdyby nie to, że każda z nas musiała wracać do swojej pracy. Dostałam od Ewy śliczne serducho i woreczek. Dziękuję Ci Ewuniu za to spotkanie, za prezenty i mam nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdzie nam wypić razem  niejedną kawę. 



Drugą niespodzianką w dzisiejszym dniu była przesyłka od kochanej, wspaniałej Maszki. Wygrałam u niej notes oraz wino, ale kochana Maszka do paczki dołożyła domowy sok malinowy oraz śliczny słoiczek z suszonym jakimś ziółkiem....wącham i wącham, ale chyba kiepski mam nos, bo nie wiem co to za ziółko, ale mam nadzieję, że Maszka mnie uświadomi. Notes iście toskański z pięknym wpisem, pachnący Toskanią, podróżą, wakacjami, suszonymi ziołami...A to, że wygrałam wino, to po trosze zasługa mojego Pana Profesora od geografii z mojego szacownego liceum. Myślę, że dumny byłby ze swojej uczennicy, że po tylu latach nie ma problemu z czytaniem map.

Maszko, dziękuję Ci bardzo, bardzo za te wspaniałości.




poniedziałek, 3 września 2012

Kurczę blade...

Dzisiaj miał być post o tym, jak moja mała dziewczynka została przedszkolakiem, jak sobie świetnie radziła w przedszkolu i jak jej mamusia to przeżywała...ale małą dziewczynkę dopadła jakaś infekcja, została w domu oszczędzając swojej mamusi stresu...
***

Więc dzisiaj będzie o tym, jak przygotować  obiad w 30 minut pod warunkiem, że ma się pomocnika.




Dla 4 osób (z dokładką) potrzebujesz:
  • 2 piersi z kurczaka
  • 0,5 kg pieczarek ( ja daję nieco więcej, bo lubię pieczarki)
  • makaron (cała paczka)
  • kubeczek śmietany
  • pęczek natki pietruszki
  • mozzarella
  • sól
  • pieprz
Pomocnik myje i kroi pieczarki. 
Ty nastawiasz wodę na makaron. Kroisz kurczaka w kostkę i przysmażasz go na patelni na oliwie, dodajesz pokrojone pieczarki i natkę pietruszki (trochę zostawiasz), solisz i pieprzysz do smaku, chwilę dusisz, dodajesz śmietanę (jeśli dodałaś więcej pieczarek, dodaj dodatkowo 2-3 łyżki śmietany) i znów chwilę dusisz. W międzyczasie gotujesz makaron. Ugotowany makaron dodajesz do kurczaka i pieczarek, mieszasz, na wierzchu układasz pokrojoną mozzarellę i posypujesz resztą natki. Patelnie nakrywasz pokrywką i czekasz, aż rozpuści się mozzarella. I gotowe. Smacznego.

***

W komentarzach czekam na Wasze propozycje szybkich dań obiadowych:))

P.S.
Kurczę blade to nazwa dania, zapomniałam dodać:)


piątek, 31 sierpnia 2012

:)

Dzisiejszy post będzie szybki i krótki. Ogłaszam, że nową właścicielką mlecznika zostaje Iga . Gratuluję i czekam na maila z adresem :)


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Czy jabłko pada zawsze niedaleko jabłoni?

Na moim osiedlu rośnie drzewo, jest to jakaś odmiana rajskiej jabłoni. Na wiosnę drzewo obsypane jest cudownym, różowym kwieciem i wtedy bardzo żałuję, że nie rośnie pod moim balkonem, bo widok tego drzewka zapiera dech w piersiach. Teraz obsypane jest małymi, czerwonymi jabłuszkami, które prześlicznie wyglądają na tle zielonych liści. Od dawna mam chrapkę na te jabłuszka. I gdyby nie to, że rosną przy ulicy "pozamykałabym" je w słoiki, bo można je kandyzować i cieszyć się nimi w zimie.   W miniony weekend z moją Zuzią nazbierałyśmy koszyczek owoców, a później razem zrobiłyśmy wianuszek w kształcie serca. Pomysł nie jest mój, bo gdzieś już widziałam w sieci taki wianuszek. 

***

Patrzyłam na moją niespełna dwuletnią córeczkę, jak sobie świetnie radzi, jak się cieszy z tego co robi, jaka jest cierpliwa i uważna...I tak zaczęłam się zastanawiać, czy ja sama dzisiaj zajmowałabym się rękodziełem, gdyby nie moja Mama, która w czasach mojego dzieciństwa z konieczności (bo takie czasy) robiła na drutach rękawiczki, skarpety i swetry, mnie i mojemu rodzeństwu???  I czy moja Zuzia w przyszłości będzie czerpać radość z rzeczy zrobionych własnoręcznie??? Czy będzie chciała, tak jak ja kiedyś, żeby nauczyć ją szydełkowania, haftowania, robienia na drutach??? Mam tylko cichą nadzieję, że jednak jabłko zawsze pada niedaleko jabłoni.


***

Autorem poniższych zdjęć w większości jest mój Syn. Dziękuję Ci Syneczku za udaną sesję.














Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze:))

niedziela, 26 sierpnia 2012

Suszone jabłka.

Przedostatni tydzień wakacji minął mi błyskawicznie. Sama nie wiem kiedy. Korzystając ze słonecznej pogody, suszyłam jabłka. Robiłam to pierwszy raz w życiu, mimo, że w moim rodzinnym domu jabłka suszono co roku. Wyczytałam, że takie są bardzo zdrowe, więc jesienną i zimową porą będę parzyć z nich herbatę z dodatkiem goździków i miodu ku pocieszeniu ciała i ducha, i do wigilijnego kompotu będą jak znalazł. Susz włożyłam do zwykłego słoika, a że nie prezentował się najlepiej, w jedno poobiednie spanie Zuzi zrobiłam szydełkowe serduszko.






środa, 8 sierpnia 2012

Mimozami ...

Z wczorajszego spaceru po łąkach przyniosłam małe, żółte kwiatuszki, słodko pachnące. Piękne...bardzo je lubię. Zawsze je dokładam do bukietu święconego w święto Matki Boskiej Zielnej. Nie znałam ich nazwy, ale od czego wyszukiwarka internetowa i już wiem, że jest to nawłoć. Nawłocie potocznie, a może poetycko nazywano polskimi mimozami i to o nich podobno śpiewał Niemen, że to niby nimi jesień się zaczyna. 

Jaka jesień??? Czyżby lato się kończyło???

Ja w to nie wierzę, jeszcze przecież trwają wakacje, jeszcze przecież do niedawna były upały nie do wytrzymania, jeszcze wszędzie tłumy turystów...ale za chwilę, wieczory zrobią się dziwnie chłodne i słońce wcześniej będzie zachodzić i mimozy zakwitną bardziej i wtedy zacznie się chyba jesień. Nieodwołalnie...
A ja tak lubię jesień:)



Włożyłam moją mimozę do porcelanowego mlecznika-dzbanuszka. Jestem właścicielką dwóch takich mleczników-dzbanuszków, więc jeśli się on Wam podoba i jeśli macie chęć go przygarnąć, chętnie go podaruję jednej (żałuję, że tylko jednej) osobie, która tu do mnie zagląda. Wystarczy zostawić komentarz, a ostatniego dnia wakacji okaże się do kogo trafi, jeśli oczywiście będzie ktoś chętny.




Pozdrawiam:)




niedziela, 5 sierpnia 2012

Hej, dogonię lato...

Hej, dogonię lato!

Łap, łap, łap, łap lato 


I w kwiatach i w ptakach
Zatrzymam część lata
Na rok, na miesiąc, na dzień
I w ramki oprawię, do wody ją wstawię
Zatrzymam letnią zieleń!


Urlop 2012 uważam za zakończony. Dane nam było spędzić go u stóp Beskidów, w Bielsku-Białej. 
Do dyspozycji mieliśmy mieszkanie kuzynki mojego męża, pod jej nieobecność. W planach mieliśmy wędrówki po górach , zdobywanie szczytów, podziwianie pięknych,górskich widoków, ale z tych naszych planów nic nie wyszło.  
I nie pogoda pokrzyżowała nam te plany, lecz pośpiech w połączeniu z zapominalstwem, rozkojarzeniem, zamroczeniem, brakiem jasności umysłu, i nie wiem czym jeszcze .
Co roku, jadąc na urlop robimy listę rzeczy i potem pakujemy się odkreślając z niej pozycja po pozycji. 
W tym roku listę zrobiliśmy, a jakże, natomiast spakowaliśmy się zupełnie na nią nie spoglądając.
Gotowi ruszyliśmy w drogę. Czym bardziej oddalaliśmy się od domu, tym bardziej wracała nam jasność umysłu i po dotarciu do Bielska wiedzieliśmy, że nie zabraliśmy ze sobą kurtek przeciwdeszczowych ( na szczęście okazały się niepotrzebne, bo pogoda nam dopisała), butów trekingowych, map oraz przewodników i co najważniejsze nosidła dla Zuzi.
Pomimo to urlop okazał się bardzo udany, dużo spacerowaliśmy po "Cygańskim Lesie", Zuzi wołami wręcz nie dało się ściągnąć z bielskich błoni, chodziliśmy na odkryty basen, udało się nam nawet zdobyć Kozią Górę.



Byliśmy w Cieszynie, który zrobił na mnie duże wrażenie. Jest to piękne, zadbane i klimatyczne miasto.




Odwiedziliśmy Pszczynę. Żałuję tylko, że nie zwiedziliśmy pałacu, ale z naszą Zuzią nie miałoby to sensu.   Za to dużo czasu spędziliśmy w przypałacowym parku, byliśmy też w Skansenie Wsi Pszczyńskiej. 
A pałac zwiedzimy następnym razem. Będzie powód, żeby wrócić tu jeszcze raz.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...